Torba haftowana pani Beaty
Muszę przyznać, że wyszywałam ją stanowczo za długo. A im dłużej coś się robi, tym trudniej jest czekać na efekt końcowy, bo to co wyszyłam, to był dopiero początek torby.
W takim stanie oddałam „torbę” przyszłej właścicielce. Ten mały fragmencik torby, a właściwie przyszłej torby, trafił w ręce mistrzyni, która wyczarowała z niego prawdziwe dzieło sztuki. Koleżanka Wiktoria, która była prawdziwym negocjatorem i pośrednikiem, pożyczyła to cudo od właścicielki czyli od pani Beaty. W ten sposób mogłam obejrzeć efekt końcowy. Muszę przyznać, że było warto.
Najpierw torba pozowała samotnie zawieszona na krześle, później moje dwie koleżanki zamieniły się w modelki. Miałam wybrać lepsze zdjęcie. Jednakże nie widziałam potrzeby dokonywania takiego wyboru, ponieważ obie koleżanki świetnie zaprezentowały torbę i okazały się wspaniałymi modelkami.
-0 Comment-